moja formalna dorosłość stoi pod wielkim znakiem zapytania. tylko punkty, głupie cyferki decydują o inteligencji na papierze i o zakończeniu pewnego etapu, który tak bardzo chciałabym mieć za sobą.
i jeszcze dochodzi Twoja kwestia, Twoja osoba i Twój charakter - jestem taka sama jak Ty, bo jestem Twoją córką z krwi i kości. ale nigdy nie będę Tobą; nigdy nie odwrócę się od własnego dziecka, kiedy będzie mnie potrzebowało a ciężkich chwilach - nie będę wsparciem tylko wtedy, kiedy będzie dobrze, a gdy nadejdą gorsze chwile, nie odwrócę się tylko będę stała murem i wspierała.
ja nie dałam sobie rady na sam koniec i muszę po kolei wszystko od nowa liczyć. a Ty co? gnoisz mnie. cały czas powtarzasz, że w ogóle nie myślę, że wszystko olewam, że się wymądrzam i że wszystko wiem najlepiej. powtarzasz, że nie mam ambicji. nie pomagasz mi, kiedy tego potrzebuję, nawet jeśli sama zawaliłam.
ale czy taki powinien być ojciec? a czy jak się wyprowadzę bo będę miała dość Twojego gadania i zacznę sama się utrzymywać razem z G. to będę dla Ciebie jeszcze większą bezmyślną gówniarą?