niedziela, 31 stycznia 2016

dwadzieścia pięć godzin na dobrę, osiem dni w tygodniu

   ostatnio piję coraz więcej imbirowej herbaty z miodem i cytryną. z każdym kolejnym kubkiem pojawiają się w mojej głowie nowe myśli cząstkowo-refleksyjne. dociera do mnie jak wielu rzeczy, uczuć i stanu duszy nie znałam jeszcze jakiś rok temu, dwa... czasem nawet nie dowierzam, że nabrałam tylu nowych barw.
   każde dotknięcie, pocałunek czy zbliżenie jest po części nierealne. jest to dla mnie kawałek niematerialnej rzeczywistości, która momentami staje się czymś namacalnym. jednak bańka nie unosi się w powietrzu wiecznie i kiedyś przecież pęka, prawda? w taki sam sposób pękają i znikają moje cząsteczki wierzące; wszystko wydaje się być chwilami piękną bajką, która zaraz zakończy się brutalnie lub stanie koszmarem jak w oryginalnych baśniach braci Grimm.
   dlatego próbuję tyle czasu z Tobą spędzać. gdybym mogła to chciałabym mieć Cię dwadzieścia pięć godzin na dobę, osiem dni w tygodniu. bo Cię kocham. bo jesteś czasem tak cholernie rzeczywisty, że aż stajesz się wymyślonym przez życie gorzkim żartem, który ma mnie przez krótką chwilę rozbawić.
   więc lepiej niech to będzie żart taki, którego końca nie widać i na końcu zostaje spalony wspólnym życiem.