wspomnienia.
kiedy siedzi się na łóżku i grzeje w deszczowy dzień, kiedy jedzie się autobusem, kiedy idzie się ulicami miasta, w którym wszyscy się znają - przed oczami przewija się mnóstwo wspomnień, chwil i słów. a teraz, kiedy zostałam nominowana nie wiem od czego mam zacząć. mam pustkę w głowie, która jednocześnie zawiera w sobie tysiące wspomnień.
zaczynam przeglądać screeny z rozmów, które robię, kiedy chcę zapamiętać daną rozmowę, szperam w głowie coś, co było i jest dla mnie wyjątkowe. już, jeszcze chwilka... mam.
1. zgadnij kim jestem
to był kolejny ciężki i stresujący dzień. koniec lutego dawał mi się we znaki jak żadna inna pora roku, gdyż borykałam się z podjęciem decyzji o rozstaniu. bałam się ją podjąć, a stanie pomiędzy chwilowym płaczem i pustką a zmuszaniem się do dawno wygasłej już miłości było jeszcze gorsze niż dokonanie wyboru. decyzja i tak zapadła kilka dni później. nie było już ratunku.
zdecydowałam, że pójdę na siłownię i odwalę trening jak nigdy, żebym mogła się odstresować. spotkałam się tam z kolegą, którego dawno nie widziałam ze względu na to, że oboje chodziliśmy o różnych godzinach. rozmawialiśmy (już nie pamiętam o czym), gdy nagle podszedł do nas facet. wysoki, dobrze zbudowany, ze słuchawkami Dr.Dre na uszach. znałam go z widzenia, ponieważ od jakiegoś czasu zmieniłam godziny treningów na wieczorne, a on zawsze wtedy był.
od słowa do słowa i... jak masz na imię? zapytał mężczyzna. zgadnij, zobaczymy czy Ci się uda odpowiedziałam. zgadł. a Ty jak się nazywasz? coś za coś, prawda? chciałam wiedzieć z kim rozmawiam. zgadnij.
od słowa do słowa, od treningu do spaceru, od przejażdżki do notorycznych wypadów za miasto. od koleżeństwa do... miłości.
2. bardzo chciałem Cię dotknąć
była piękna sobota. po po rannym treningu mieliśmy jechać na pierwszą wspólną przejażdżkę. i pojechaliśmy. zwiedziliśmy trzy miejsca w zupełnie różnych kierunkach. nie chciał ode mnie żadnych pieniędzy, abym mogła dołożyć się do paliwa. umówmy się, Ty wymyślasz gdzie jedziemy, a ja zajmuję się resztą brzmiało to jak obietnica, że to nie jest nasza pierwsza i ostatnia wspólna podróż.nie zapomnę jak wtedy na zaporze, kiedy wiało, a moje gęste, kręcone włosy fruwały we wszystkie strony świata, wziąłeś i odgarnąłeś kosmyki z mojej twarzy. nie mogłam się nadziwić jak delikatnie to zrobiłeś swoimi dużymi i oznaczonymi od pracy dłońmi.
kochanie, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo chciałem dotknąć Cie tamtego dnia, kiedy pierwszy raz gdzieś razem pojechaliśmy powiedział kilka dni temu...
3. księżyc
pojechaliśmy nad jezioro. to była sobota. w tym dniu oświadczył mi też, że we środę jedzie do Niemiec do pracy. zdecydował, a ja musiałam to zaakceptować. jadę tam dla nas, kochanie powtarzał w kółko teraz mam dla kogo żyć i do kogo wracać; moje powroty będą piękne.
wieczór chcieliśmy spędzić na działce przy ognisku, ale niestety była zajęta do niedzieli, więc zdecydowaliśmy, że pojedziemy nad zaporę. dzień był piękny i gorący. zajechaliśmy na miejsce, rozłożyliśmy koc kilka metrów od wody na świeżej zielonej trawie. odpoczywaliśmy zajadając się tanimi zapiekankami i frytkami z pobliskiej budki.
zaczęło się ściemniać. skoro mieliśmy palić ognisko, to może zapalmy tutaj? zapytałam. ruszyliśmy szukać drewna. nie było to trudne, gdyż woda non stop wyrzucała na brzeg jakieś drewno, a słońce wciągu dnia je wysuszało.
w końcu zapadła noc, niebo było czyste od chmur usiane jedynie milionem gwiazd. od wody bił chłód, ale grzały mnie jego ramiona oraz ognisko zaraz obok.
wtem, ujrzałam jak z jednej strony się przejaśnia. na wschodzie nad lasami robiło się coraz jaśniej. trafiliśmy na pełnię. niesamowicie piękny, złoto-srebrzysty i ogromny księżyc powoli wznosił się do góry. nie mogliśmy się na niego napatrzeć. nigdy nie widzieliśmy czegoś takiego.
tego dnia złożyłam przysięgę do księżyca, że tym razem się nie poddam. dam z siebie wszystko i jeszcze więcej.
to moje ostatnie najpiękniejsze i najbardziej cenne wspomnienia. obrazy z tamtych dni i wiele innych mam przed oczami. cieszę się, że mogę się z nimi tutaj dzielić, z Wami.
nikogo nie nominuję. jeśli ktoś ma ochotę to zapraszam do zabawy i do dzielenia się tym, co w naszych oczach jest piękne.
środa, 29 lipca 2015
wtorek, 21 lipca 2015
dzień trzynasty: titanium
wspominam każdy nieśmiały dotyk, każdy pierwszy pocałunek, każdy niepewny ruch zmieszany z bólem i przyjemnością. to wszystko nastało miesiąc, może dwa później. takie intymne poznawanie tylko dla nas. a wcześniej? co było wcześniej?
oboje leżeliśmy na łóżku. każde z nas miało słuchawki na uszach, żeby lepiej się rozmawiało. w tamtym momencie łączył nas telefon. niebo co chwilę przecinały błyskawice i grzmoty nieposkromionego sklepienia. było duszno i nie padało. ciało wilgotne od potu mimo, że leżało praktycznie bez ruchu, domagało się Twojej obecności.
rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. żartowaliśmy, śmialiśmy się, kiedy nagle zaczęliśmy wspominać początek naszej znajomości. byłam zaraz przed rozstaniem. kolejny raz wyładowywałam złość na siłowni i akurat przyszedł Twój brat, z którym się kiedyś poznałam. przyłączyłeś się do rozmowy i zaczęliśmy zgadywać swoje imiona.
Ciebie kojarzyłam z siłowni: duży, postawny i dobrze, ale nie przesadnie, zbudowany facet, zawsze ćwiczący ze słuchawkami na uszach. wydawałeś się... nieprzyjemny. taki trochę cwaniak, mający wyjabane na wszystko. po pewnym czasie przekonałam się, że byłam w wielkim błędzie.
pierwszy dzień. ćwiczyliśmy obok siebie, ale się nie odzywaliśmy. nagle zacząłeś mnie poprawiać. dzień drugi. rozstanie. zakład, że wykonam Twój trening bez marudzenia. umówiliśmy się na sobotę.
pewnego dnia późnym wieczorem po treningu zapytałeś czy podwieźć mnie do domu. szybciej zajdę na nogach niż Ty dojedziesz autem, zaśmiałam się. poszedłeś ze mną pod blok, żeby zobaczyć czy faktycznie mam tak blisko i wtedy pierwszy raz poszedłeś ze mną na spacer. i potem znowu, na dłuższy. i kolejny raz, na dłuższy... itd.
pierwsze trzymanie się za ręce, pierwsze przytulenie, pierwsze siadanie na kolanach, pierwsze "kochanie", pierwsze "też Cię kocham" - które wtedy nie miało dla mnie znaczenia - pierwszy wspólny wyjazd.
później kolejny wyjazd. zaraz pod dwudziestej drugiej po siłowni pojechaliśmy do zupełnie innego miasta z jedzeniem, żeby przejść się po pięknym bulwarze koło północy i zjeść coś, grzejąc się w aucie. strasznie było wtedy zimno.
10 maja, 2015
pierwsze pieszczoty, pierwszy nietypowe, inne zbliżenie...
i wtedy wyciągnąłeś z torby niebieską paczuszkę. byłam totalnie zaskoczona, ale gdzieś w środku... szczęśliwa. za niespełna cztery dni miałeś jechać, a ja myślałam nieco o tym, żeby w pełni zakosztować siebie przed wyjazdem, tylko nic Ci o tym nie mówiłam. i Ty pomyślałeś o tym samym. wiesz, pomyślałem, że skoro jadę, to chciałbym abyśmy to zrobili. chciałbym mieć pewność, że naprawdę należymy do siebie, że nikt mi Cię nie odbierze. i tak przez kolejne trzy dni cieszyliśmy się sobą, poznawaliśmy nowe rzeczy w sobie i dzieliliśmy się.
wspominając wczoraj to wszystko, kiedy tak leżeliśmy i rozmawialiśmy przez telefon, stwierdziliśmy, że to wydaje się być to teraz takie nierealne i bardzo odległe. ale wspólne dni znowu nadejdą. muszę tylko zdać sierpień, przetrwać kilka miesięcy do matury i ostatnich egzaminów zawodowych. a potem? wyjedziemy razem. zabiorę Cię ze sobą. są możliwości to trzeba z nich korzystać.
cały czas mi powtarzasz, że pracujesz teraz dla nas, że wiążesz ze mną swoją przyszłość. a kiedy skończę szkołę? będziemy razem pracować na swoją przyszłość.
wspominam każdy nieśmiały dotyk, każdy pierwszy pocałunek, każdy niepewny ruch zmieszany z bólem i przyjemnością. to wszystko nastało miesiąc, może dwa później. takie intymne poznawanie tylko dla nas. a wcześniej? co było wcześniej?
oboje leżeliśmy na łóżku. każde z nas miało słuchawki na uszach, żeby lepiej się rozmawiało. w tamtym momencie łączył nas telefon. niebo co chwilę przecinały błyskawice i grzmoty nieposkromionego sklepienia. było duszno i nie padało. ciało wilgotne od potu mimo, że leżało praktycznie bez ruchu, domagało się Twojej obecności.
rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. żartowaliśmy, śmialiśmy się, kiedy nagle zaczęliśmy wspominać początek naszej znajomości. byłam zaraz przed rozstaniem. kolejny raz wyładowywałam złość na siłowni i akurat przyszedł Twój brat, z którym się kiedyś poznałam. przyłączyłeś się do rozmowy i zaczęliśmy zgadywać swoje imiona.
Ciebie kojarzyłam z siłowni: duży, postawny i dobrze, ale nie przesadnie, zbudowany facet, zawsze ćwiczący ze słuchawkami na uszach. wydawałeś się... nieprzyjemny. taki trochę cwaniak, mający wyjabane na wszystko. po pewnym czasie przekonałam się, że byłam w wielkim błędzie.
pierwszy dzień. ćwiczyliśmy obok siebie, ale się nie odzywaliśmy. nagle zacząłeś mnie poprawiać. dzień drugi. rozstanie. zakład, że wykonam Twój trening bez marudzenia. umówiliśmy się na sobotę.
pewnego dnia późnym wieczorem po treningu zapytałeś czy podwieźć mnie do domu. szybciej zajdę na nogach niż Ty dojedziesz autem, zaśmiałam się. poszedłeś ze mną pod blok, żeby zobaczyć czy faktycznie mam tak blisko i wtedy pierwszy raz poszedłeś ze mną na spacer. i potem znowu, na dłuższy. i kolejny raz, na dłuższy... itd.
pierwsze trzymanie się za ręce, pierwsze przytulenie, pierwsze siadanie na kolanach, pierwsze "kochanie", pierwsze "też Cię kocham" - które wtedy nie miało dla mnie znaczenia - pierwszy wspólny wyjazd.
- było tak dziwnie wtedy. nie znaliśmy się i oboje nie wiedzieliśmy jak mieliśmy się zachować.
- tak, pamiętam. i pamiętam też, że odgarniałeś mi włosy z twarzy, bo strasznie wiało.
- bałem się wtedy, gdyż nie wiedziałem czy mogłem Cię dotknąć.
- a chciałeś?
- bardzo.
później kolejny wyjazd. zaraz pod dwudziestej drugiej po siłowni pojechaliśmy do zupełnie innego miasta z jedzeniem, żeby przejść się po pięknym bulwarze koło północy i zjeść coś, grzejąc się w aucie. strasznie było wtedy zimno.
10 maja, 2015
pierwsze pieszczoty, pierwszy nietypowe, inne zbliżenie...
- [...] seks jest dobry na ból głowy podobno.
- to prezerwatywy można nazwać tabletkami na ból głowy.
- no w sumie.
- a wiesz, że ja je mam?
- no jasne, na pewno nie.
- nie wierzysz?
i wtedy wyciągnąłeś z torby niebieską paczuszkę. byłam totalnie zaskoczona, ale gdzieś w środku... szczęśliwa. za niespełna cztery dni miałeś jechać, a ja myślałam nieco o tym, żeby w pełni zakosztować siebie przed wyjazdem, tylko nic Ci o tym nie mówiłam. i Ty pomyślałeś o tym samym. wiesz, pomyślałem, że skoro jadę, to chciałbym abyśmy to zrobili. chciałbym mieć pewność, że naprawdę należymy do siebie, że nikt mi Cię nie odbierze. i tak przez kolejne trzy dni cieszyliśmy się sobą, poznawaliśmy nowe rzeczy w sobie i dzieliliśmy się.
wspominając wczoraj to wszystko, kiedy tak leżeliśmy i rozmawialiśmy przez telefon, stwierdziliśmy, że to wydaje się być to teraz takie nierealne i bardzo odległe. ale wspólne dni znowu nadejdą. muszę tylko zdać sierpień, przetrwać kilka miesięcy do matury i ostatnich egzaminów zawodowych. a potem? wyjedziemy razem. zabiorę Cię ze sobą. są możliwości to trzeba z nich korzystać.
cały czas mi powtarzasz, że pracujesz teraz dla nas, że wiążesz ze mną swoją przyszłość. a kiedy skończę szkołę? będziemy razem pracować na swoją przyszłość.
środa, 15 lipca 2015
dzień szósty: blame
- [...] i za to, że muszę upominać się o zwykłe 'kocham Cię'. będę i to wypominać.
- kochanie, Ty wiesz, że ja Cię kocham.
- nie wiem jak Ty, ale jak nie ma Cię tutaj to przynajmniej potrzebuję takiego małego zapewnienia. to nie jest wiele, a każdy człowiek potrzebuje trochę miłości.
- to nasza rozmowa składałaby się z samego 'kocham Cię'. kocham, kocham, kocham Cię. wiesz co, kochanie? kocham Cię. uwielbiam Cię dotykać, jak Ty mnie dotykasz, jak się śmiejesz i wkurzasz, jak pakujesz na siłowni. ciężko mi będzie przetrwać bez Ciebie. myślę, że jak zacznę pracować i ćwiczyć to szybko zleci.
- no i masz. teraz kompletnie się rozkleiłam. Boże, co my ze sobą mamy. po prostu idealnie się dobraliśmy.
nawet sobie, kurwa, nie zdajesz sprawy, że w tym momencie jestem cholernie bezsilna. wybacz, ale oglądając stare filmy nagle sobie przypomniałam, że chciałam się nad sobą użalać, więc pozwól mi płakać w poduszkę.
- [...] i za to, że muszę upominać się o zwykłe 'kocham Cię'. będę i to wypominać.
- kochanie, Ty wiesz, że ja Cię kocham.
- nie wiem jak Ty, ale jak nie ma Cię tutaj to przynajmniej potrzebuję takiego małego zapewnienia. to nie jest wiele, a każdy człowiek potrzebuje trochę miłości.
- to nasza rozmowa składałaby się z samego 'kocham Cię'. kocham, kocham, kocham Cię. wiesz co, kochanie? kocham Cię. uwielbiam Cię dotykać, jak Ty mnie dotykasz, jak się śmiejesz i wkurzasz, jak pakujesz na siłowni. ciężko mi będzie przetrwać bez Ciebie. myślę, że jak zacznę pracować i ćwiczyć to szybko zleci.
- no i masz. teraz kompletnie się rozkleiłam. Boże, co my ze sobą mamy. po prostu idealnie się dobraliśmy.
nawet sobie, kurwa, nie zdajesz sprawy, że w tym momencie jestem cholernie bezsilna. wybacz, ale oglądając stare filmy nagle sobie przypomniałam, że chciałam się nad sobą użalać, więc pozwól mi płakać w poduszkę.
czwartek, 9 lipca 2015
dzień pierwszy: make me feel better
ostatnie kilka dni były cudowne pod każdym względem: ogniska nad brzegiem jeziora do późnej nocy, wzajemne uzupełnianie się w pościeli. oboje całkowicie oddaliśmy się emocjom, pożądaniom i pragnieniom idealnej bliskości.bo wiedzieliśmy co nas czeka.
w niedzielę przyjechałeś aby mnie zabrać. wtedy też poinformowałeś mnie, że j e d z i e s z. że we środę o godzinie 14.10 masz autobus. do Niemiec. bo praca. od początku naszej znajomości powtarzałeś mi, że jeśli dostaniesz dobrą ofertę wyjazdu do pracy to nie będziesz się wahał i pojedziesz. wtedy to lekceważyłam, ponieważ nie byliśmy razem; żadne z nas nawet nie pomyślało wtedy, że będziemy tak zakochani, że czas na złączy.
no i stało się. wczoraj odprowadziłam Cię na autobus, na dworzec. tylko się mi nie rozklej, dobrze? nie lubię pożegnań, nikt nigdy mnie nie odprowadzał. a jak się rozkleisz to jeszcze ciężej będzie mi Cię zostawiać. cały czas będę się zadręczał myślą, że muszę Cię zostawić. rozkleiłam się, ale dwa dni wcześniej, kiedy wracaliśmy z miejsca, gdzie prywatność należała do nas. w aucie była napięta atmosfera i nie rozmawialiśmy ze sobą dlatego puściłeś moją ulubioną piosenkę, będącą zupełnie nie w moim stylu. wiedziałam, że zrobiłeś to specjalnie. przepraszam Cię słońce, mów do mnie, proszę...
staliśmy na schodach, przytulałeś mnie pod blokiem, kiedy nagle pojawiły się łzy w moich oczach i zaczęłam pociągać nosem. nic nie uszło Twojej uwadze. ej, kochanie... dlaczego płaczesz? bo się bałam.
ale teraz już się nie boję. wertowałam swoje myśli godzinami przez ostatnie dni, analizowałam przeszłość, rysowałam przyszłość, kolorowałam teraźniejszość. i wiesz co? jestem teraz silniejsza, bo wiem, że damy sobie radę. to, co spotkało mnie kiedyś było przygotowaniem na Ciebie. dlatego wczoraj stworzyłam listę czterdziestu jeden piosenek dla nas; jedna na jeden dzień w tym kilka oznaczonych podwójną gwiazdką - te piosenki przypominają mi Ciebie i nasze wspólne przejażdżki samochodem. codziennie o jeden dzień mniej.
ostatnie kilka dni były cudowne pod każdym względem: ogniska nad brzegiem jeziora do późnej nocy, wzajemne uzupełnianie się w pościeli. oboje całkowicie oddaliśmy się emocjom, pożądaniom i pragnieniom idealnej bliskości.
w niedzielę przyjechałeś aby mnie zabrać. wtedy też poinformowałeś mnie, że j e d z i e s z. że we środę o godzinie 14.10 masz autobus. do Niemiec. bo praca. od początku naszej znajomości powtarzałeś mi, że jeśli dostaniesz dobrą ofertę wyjazdu do pracy to nie będziesz się wahał i pojedziesz. wtedy to lekceważyłam, ponieważ nie byliśmy razem; żadne z nas nawet nie pomyślało wtedy, że będziemy tak zakochani, że czas na złączy.
no i stało się. wczoraj odprowadziłam Cię na autobus, na dworzec. tylko się mi nie rozklej, dobrze? nie lubię pożegnań, nikt nigdy mnie nie odprowadzał. a jak się rozkleisz to jeszcze ciężej będzie mi Cię zostawiać. cały czas będę się zadręczał myślą, że muszę Cię zostawić. rozkleiłam się, ale dwa dni wcześniej, kiedy wracaliśmy z miejsca, gdzie prywatność należała do nas. w aucie była napięta atmosfera i nie rozmawialiśmy ze sobą dlatego puściłeś moją ulubioną piosenkę, będącą zupełnie nie w moim stylu. wiedziałam, że zrobiłeś to specjalnie. przepraszam Cię słońce, mów do mnie, proszę...
staliśmy na schodach, przytulałeś mnie pod blokiem, kiedy nagle pojawiły się łzy w moich oczach i zaczęłam pociągać nosem. nic nie uszło Twojej uwadze. ej, kochanie... dlaczego płaczesz? bo się bałam.
ale teraz już się nie boję. wertowałam swoje myśli godzinami przez ostatnie dni, analizowałam przeszłość, rysowałam przyszłość, kolorowałam teraźniejszość. i wiesz co? jestem teraz silniejsza, bo wiem, że damy sobie radę. to, co spotkało mnie kiedyś było przygotowaniem na Ciebie. dlatego wczoraj stworzyłam listę czterdziestu jeden piosenek dla nas; jedna na jeden dzień w tym kilka oznaczonych podwójną gwiazdką - te piosenki przypominają mi Ciebie i nasze wspólne przejażdżki samochodem. codziennie o jeden dzień mniej.
"Cieszę się, że Cię mam. I mam w końcu dla kogo żyć, wracać. Powroty będą dla mnie piękne, bo będę wracał z daleka do mojej ukochanej. Dodajesz mi werwy i sprawiasz, że chcę się starać. Chcę Ci sprawiać przyjemności. Chciałbym żebyś mi mówiła o wszystkim, gdy czegoś potrzebujesz. Po prostu zakochałem się w Tobie po uszy."
Subskrybuj:
Posty (Atom)