poniedziałek, 30 listopada 2015

nie umiem już rozmawiać tak jak kiedyś. zamykam się na ludzi, którzy mnie otaczają. po części zamykam się tak odrobinkę również na niego. nie umiem być człowiekiem jakim byłam wcześniej. wszystko w końcu odeszło - ja odeszłam. zniknęłam wśród jednostajnych kroków, rozchodzących się gdzieś pomiędzy nic nieznaczącymi już myślami. czy tęsknię czasem za sobą? owszem, może czasem... ale jakoś specjalnie mi siebie nie brakuje. zaczęłam się rozwijać, realizować. pozamykałam dane drzwi, zakończyłam ostatnie rozdziały i jestem o połowę lżejsza i o jedną siódmą większa.
pogodziłam się z każdym istniejącym faktem w moim życiu. nie odrzucam żadnej możliwości tylko analizuję matematyczno-humanistycznie. zbieram pomysły i groszówki do słoika by móc odwdzięczyć się własnoręcznie za każdy prezent jaki od niego otrzymałam. dam mu kolejny kawałek mojego serducha narysowany słowami w kilku(nastu) kopertach. schowam je wraz z dziennikiem do zimowego pudełeczka i popsikam perfumami, które dostałam od niego.
masz kochanie, trzymaj i czytaj moje serce.

niedziela, 22 listopada 2015

koniec odliczania na dzień dzisiejszy. nasza cierpliwość została wynagrodzona. po prostu jesteś. a ten weekend był przedsmakiem tego co czeka nas w grudniu. jedna noc w Zakopanem to nic w porównaniu z czterema w jeszcze dalszym zakątku gór; szum białego słodkiego wina w głowie aż do momentu uśnięcia, zapach Paco Rabanny unoszący się po powierzchni pościeli, własne zmierzanie ku sobie po tak długiej rozłące...


wtorek, 17 listopada 2015

nagła zmiana planów. nie wiem czy mam się śmiać czy może płakać.
tyle czekania... i będzie go jeszcze więcej.
przyjeżdżasz w ten piątek i wyjeżdżasz w poniedziałek. sobotę i niedzielę spędzimy w Zakopanem. jednak haczykiem jest to, że następnym razem zobaczymy się kilka dni przed wigilią. to ponad połowa miesiąca straty. znacznie więcej niż zakładaliśmy. niż ja zakładałam.
a potem? co po Nowym Roku? nic nie wiadomo.
pojedziesz? zostaniesz? nic nie wiadomo. jeden telefon o tym zdecyduje.
kiedy? nie wiadomo...

niedziela, 8 listopada 2015

#22
tyle chamstwa, tyle nienawiści i tyle ostrych, krzywdzących słów jeszcze nigdy mnie nie dotknęło w tak krótkim czasie jak w ostatnich dwóch, może trzech tygodniach. przez chwilę w środku zaczęłam pękać i kruszyć się pod naporem złości tych pojedynczych wyrazów, które przekształcały się w zdania, wypowiadających przez nich osób. ale tak sobie pomyślałam, że po co to wszystko...? po co mam dawać satysfakcję innym, poprzez rozrastanie się we mnie tych cierni? muszę wytrzymać - to tylko kolejna próba.

kochanie, po co się przejmujesz innymi, skoro wiesz przecież, że masz mnie?
trzymam się tylko tej myśli. to jedno zdanie jest moją sentencją aż do matury. wierzę, że wszystko pójdzie zgodnie z naszym wstępnym wspólnym planem i że przez bardzo długi czas nie będę musiała oglądać znanych mi od czterech lat osób, kiedy wyjdę ze szkoły.
l e k k i   c h a o s. taka mała niepewność do grudnia. no bo jak to potem będzie?
wiecie, próbowałam coś naskrobać z niematerialnej rzeczywistości... tak jak kiedyś. nie udało mi się. mam wrażenie, że nie umiem już napisać czegoś odrywającego od ziemi tak jak przedtem. zamiast czegoś nowego wstawiam tutaj coś starego - z poprzedniego bloga.

---------------------

unosiłam się swobodnie w wodnej nicości. cisza spowodowana nagłym zamknięciem się lustra nad głową była kurewsko ciężka. niczego nie czułam prócz mglistego chłodu. pozwalałam szybować swojemu ciału. woda, mimo wszystko, pozwalała utrzymać mój wrak pod pewną kontrolą. choć raz mogłam poczuć się lekka. choć raz nie musiałam niczego świadomie kontrolować.
uwolniłam wszystko, co niegdyś należało do mnie. podobno. nie, na pewno, bo nie musiałam wypływać by zaczerpnąć tchu. cudze wyciskało powietrze z płuc. rozkazywało wbrew twojej woli wytrzymywać jak najdłużej. chyba dlatego, że cudze się boi. nie ważne czy będzie się je kusiło słodyczami, mówiło ciepłym głosem czy okłamywało jak małe dziecko - ono zawsze będzie się bało.
włosy melancholijnie płynęły swoimi ścieżkami. było mnie tyle ile włosów otulało moją porcelanową skórę; byłam różnej długości, różnej barwy, różnej gładkości i odcienia. były mnie tysiące. ale ona była jedna: nie różnej długości i gładkości. była jedna. identyczna jak ja ta nierealna, nierzeczywista. nigdy nie...
nagle woda się rozzłościła i przez chwilę mną miotała. otwarłam oczy i zauważyłam jego. zaburzył moją psychiczną egzystencję. nie tak od razu, nie tak nagle. minęło kilka lat zanim całkowicie go ukształtowałam, nim stał się choć w połowie rzeczywisty. ale i tak nigdy w pełni nie będzie.
coś było nie tak. wyczuwałam to. patrzył na mnie jasnymi oczami jakby chciał mi coś przekazać, ale woda mu na to nie pozwalała. powoli zaczęłam płynąć w jego stronę, gdyż przynajmniej ja mogłam mówić na tym ciemnogranatowym dnie.
w pewnym momencie coś szarpnęło mnie mocno za włosy i jednocześnie ścisnęło za gardło. poczułam, że się duszę. nie! nie! nie! przecież ja nie musiałam umieć oddychać! a jednak powietrza miałam w sobie coraz mniej.
zaczęłam płynąć w górę. nie chciałam go zostawiać... był mi teraz potrzebny. musiałam z nim porozmawiać, sztucznie go dotknąć, uśmiechnąć się. on był kimś tylko dla mnie. a chyba każdy w życiu pragnie kogoś tylko dla siebie; kogoś, kto istnieje tylko dla ciebie, jest cały twój, nie musisz się nim dzielić.
już prawie dotykałam lustra. już prawie wychylałam usta na powierzchnię.
otworzyłam oczy i je przetarłam. światło było za jasne. przed sobą ujrzałam murek od wanny i moje stopy oparte o niego. mimowolnie łzy zaczęły spływać po moich polikach.
znów mi się nie udało.

czwartek, 29 października 2015

został tylko listopad, wiesz?
t y l k o   l i s t o p a d

- jak przyjedziesz i będziemy razem siedzieć to nie będę mogła się od Ciebie oderwać.
- ja tak samo. będę musiał Cię dotykać żeby wiedzieć, że jest to naprawdę. [..] a najbardziej to tęsknię za naszymi wyjazdami. wiesz dlaczego? bo byliśmy sami i skupialiśmy się tylko na sobie. mogłem Cię obserwować, patrzeć bez przerwy na Ciebie, całować, dotykać, spacerować. i tak inaczej się wtedy czuję w Twojej obecności, bo wiem, że mnie kochasz.

poniedziałek, 28 września 2015

nadchodzi czasem taki dzień, dzień w którym nie ogarniasz samej siebie. nie znasz swojej osoby, nie widzisz jej ani nie czujesz. zanika również w Tobie jakakolwiek nadzieja lub radość, która Cię podtrzymuje w postanowieniach i daje siłę do dalszego działania.
nadchodzi czasem taki dzień, dzień w którym chcesz się poddać. nie masz ochoty na nic, każdy dzień zlewa się z poprzednim i nie widzisz żadnych perspektyw, związanych z własną przyszłością. płaczesz, wkurwiasz się, Twoja dusza i serce krzyczą oraz duszą się pod naciskiem jakże (nie)znajomych uczuć; potrzebujesz czułości, silnych dłoni, niekontrolowanych pocałunków, zwykłego przytulenia, intymności, erotyzmu... pragniesz jednej osoby.
właśnie ostatnio mam takie dni.
dzień pierwszy: płacz, tęsknota, ból spowodowany brakiem zwykłych codziennych wspólnych rzeczy. potrzeba zapewnienia, jeszcze większej ilości kocham Cię, zapuchnięte oczy rano i dziwna pustka w środku. niby lepiej, ale jednak nie.
dzień drugi: wkurwianie się, ale tylko początkowe. faza pierwsza. jednak ta złość i niechęć ustępują pragnieniom ukrytym gdzieś za sercem. godzinna, ciągnąca się cały dzień rozmowa pisana o niespełnionych wariacjach, kierującymi się tym, co każde z nas ma między nogami. chwilowe zaspokojenie, ulga, pewność wszystkiego, ale tylko na moment...
dzień trzeci, dzisiejszy: chce mi się, kurwa, ryczeć, siedzieć w domu i nie wychodzić. chcę go mieć w końcu przy sobie.

kochanie, ile dni jeszcze zostało?
jak dobrze pójdzie to 61 a nie 74...
trzymajmy się tych 61.

"nie ma większej miłości jaką mógłbym Ci dać.
tak bardzo Cię kocham."

poniedziałek, 21 września 2015

kto by się spodziewał, że będę swoją przyszłość planować z kimś, kogo kocham i to jeszcze ponad tysiąc kilometrów od mojego obecnego pobytu. nigdy nie byłam pewna tego na jakie studia chcę iść. a teraz, kiedy męczę się na obecnym kierunku w technikum i nadal nie wiem co mam ze sobą począć po maturze, coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że studia przynajmniej jak na razie nie są dla mnie. kochanie, Ty się niczym nie martw, ja Ci pomogę wierzę, że mi pomożesz i wierzę, że przy mnie będziesz. ale jedyne czego pragnę to mieć Ciebie każdego dnia przy sobie. budzić się i zasypiać przy Tobie.kochany, do matury przetrzymam wszystko, a później chcę rano pić kawę w Twoim towarzystwie i wieczorami malować paznokcie na wybrany przez Ciebie kolor.

grudzień zapowiada się kolejnym pięknym miesiącem w moim życiu: cały miesiąc będziesz w zasięgu ręki, a stary rok zakończymy razem i razem zaczniemy nowy. cztery dni sami, przed kominkiem, w drewnianym domku w górach.

sobota, 5 września 2015

jest mi tak cholernie źle... wszystko jest nie tak; nie tak miało być. każda godzina jest poprzestawiana, coś co powinno zaczynać się znacznie wcześniej to rozpoczyna się zbyt późno i kończy o nieodpowiedniej porze. konsekwencją tego jest brak czasu na kilka wspólnych słów... jesteś prawie tysiąc kilometrów ode mnie, a późniejszym wieczorem nie jesteśmy w stanie podzielić się jak każdemu z nas minął dzień.
kochanie, skoro teraz, na samym początku, jest już ciężko, to co będzie później...?

od wczoraj równe sto dni

sobota, 29 sierpnia 2015

14:10 - autobus odjechał z dworca
to był najcudowniejszy tydzień w moim życiu. każdy dzień spędziliśmy ze sobą i maksymalnie dawaliśmy siebie wzajemnie. kolejne, przyprawione szczyptą magii i czułości, wspomnienia zostaną na zawsze w mojej głowie.
czerwone Mini; wiatr we włosach; ciepłe powietrze; noc; księżyc; późne godziny powrotu; jezioro; las; my - dwoje.
nic więcej w życiu mi nie trzeba. tylko Ty.

jesteś moim marzeniem, które się właśnie spełnia.
jesteś moim przeznaczeniem, które znalazłam.

wtorek, 25 sierpnia 2015

czekanie. godziny mijały a ludzi coraz mniej. co piętnaście lub dwadzieścia minut ktoś wychodził, a zaraz po nim wchodziła kolejna osoba. po pisemnym egzaminie siedziałam jak na szpilkach. w dodatku była jako przedostatnia do ustnego. czas jednocześnie cholernie się dłużył, ale i jednocześnie spieszył, jakby cały piękny, słoneczny dzień chciał mi uciec.
w końcu jednak weszłam na salę. wylosowałam zestaw i usiadłam, żeby się przygotować. kiedy zobaczyłam pytania uśmiechnęłam się do siebie w myślach i od razu wiedziałam, że zdam.
i zdałam.

wyszłam na chwilę ze szkoły żeby zadzwonić do niego, że zdałam matematykę. po kilkuminutowej rozmowie zaczął się dziwnie wypytywać gdzie ja jestem i co robię, co chciałabym teraz robić skoro już zdałam i gdzie chciałabym pojechać. po jasną cholerę Ci to wiedzieć, skoro jesteś w Niemczech? pomyślałam.
chwilę później zadzwonił jego brat, kiedy szłam do domu. dziwne, bo też się pytał gdzie jestem. i znowu telefon od niego: którędy będziesz wracać? idziesz prosto do domu? to wypytywanie zaczęło mnie już denerwować i jednocześnie intrygować. o co chodziło?
i wtem, gdy dochodziłam do mostu zobaczyłam go. szedł uśmiechnięty w moją stronę w ulubionej czapce z daszkiem i białej bluzce, w której widziałam go kiedy wsiadał do autobusu półtorej miesiąca temu.
od razu wyjęłam słuchawki z uszu, drżącymi dłońmi wyłączyłam muzykę i ruszyłam szybciej w jego kierunku. pierwszy pocałunek od prawie pięćdziesięciu dni. co Ty tu robisz? kiedy przyjechałeś? na ile przyjechałeś? mówiłeś, że wysyłają Cię w inne miejsce na tydzień! tysiąc myśli na minutę, milion słów na języku. przyjechałem wczoraj. chciałem Ci od razu powiedzieć, ale bałem się, że rozproszę Cię przed egzaminem. poza tym, chciałem Ci też zrobić niespodziankę. jestem do soboty.
opad szczeny totalny. myślałam, że popłaczę się ze wzruszenia i ze szczęścia. od razu poszliśmy na chwilę do mnie. cały czas opowiadał mi jak w pracy mu idzie i jak w Niemczech mu się mieszka. kiedy przyjechałem nie mogłem się powstrzymać się, żeby Ci o tym powiedzieć. kazałem wypytywać siostrę i brata gdzie jesteś, o której i kiedy.
następnie chodziliśmy po galeriach. kazał mi wybrać sobie spóźniony prezent urodzinowy. jednak ja byłam zbyt podekscytowana i przejęta żeby myśleć o czymkolwiek innym. później przejażdżka (kiedy się poznaliśmy najpierw co jakiś czas gdzieś jeździliśmy, a później coraz częściej, słuchając różnorakiej muzyki; teraz kiedy słyszę znane piosenki lub jadę w miejsce, gdzie byliśmy razem, od razu ON staje mi przed oczami).
kochanie, czemu jesteś taka nieobecna? popatrzył na mnie z udawanym zmartwieniem. tyle szczęścia i radości wciągu jednego dnia - dziwisz mi się? odpowiedziałam entuzjastycznie. nie mogę się na Ciebie napatrzeć. nie mogę się nacieszyć Twoim dotykiem i pocałunkami. mógłbym całować całe Twoje ciałko przez calutką noc. powtarzał to przy każdym namiętnym pocałunku i pisał dopóki się nie rozstaliśmy i nie poszliśmy spać.

od wczoraj jestem najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem.
a dzisiaj dostanę jednak prezent niespodziankę. :)

niedziela, 23 sierpnia 2015

jakiś czas temu od nowa oboje zaczęliśmy odliczanie. od tamtej pory minęło dwadzieścia osiem dni; nie jedna łza się polała, nie jedna noc przepełniona tęsknotą pękła pod wpływem emocji.
wiesz, ile nas jeszcze czeka w przyszłości? ile jeszcze pocałunków, ile wilgotnych nocy, poranków i niespełnionych wciąż pragnień? musimy tylko wytrzymać i być silnymi. dla siebie. musimy się wspierać i w tym czasie kochać jeszcze bardziej, jakby jutra miało nie być.

jutro poprawka z matematyki. cała trzęsę się z nerwów. muszę zdać...
pięć dni temu minęło moje dziewiętnaste lato.
dwudzieste właśnie się rozpoczęło.


mój zeszyt diy, babeczkowe etui na telefon, upominek na urodziny w postaci kubka i owocowej herbaty sypanej

środa, 29 lipca 2015

wspomnienia.
kiedy siedzi się na łóżku i grzeje w deszczowy dzień, kiedy jedzie się autobusem, kiedy idzie się ulicami miasta, w którym wszyscy się znają - przed oczami przewija się mnóstwo wspomnień, chwil i słów. a teraz, kiedy zostałam nominowana nie wiem od czego mam zacząć. mam pustkę w głowie, która jednocześnie zawiera w sobie tysiące wspomnień.
zaczynam przeglądać screeny z rozmów, które robię, kiedy chcę zapamiętać daną rozmowę, szperam w głowie coś, co było i jest dla mnie wyjątkowe. już, jeszcze chwilka... mam.

1. zgadnij kim jestem
to był kolejny ciężki i stresujący dzień. koniec lutego dawał mi się we znaki jak żadna inna pora roku, gdyż borykałam się z podjęciem decyzji o rozstaniu. bałam się ją podjąć, a stanie pomiędzy chwilowym płaczem i pustką a zmuszaniem się do dawno wygasłej już miłości  było jeszcze gorsze niż dokonanie wyboru. decyzja i tak zapadła kilka dni później. nie było już ratunku.
zdecydowałam, że pójdę na siłownię i odwalę trening jak nigdy, żebym mogła się odstresować. spotkałam się tam z kolegą, którego dawno nie widziałam ze względu na to, że oboje chodziliśmy o różnych godzinach. rozmawialiśmy (już nie pamiętam o czym), gdy nagle podszedł do nas facet. wysoki, dobrze zbudowany, ze słuchawkami Dr.Dre na uszach. znałam go z widzenia, ponieważ od jakiegoś czasu zmieniłam godziny treningów na wieczorne, a on zawsze wtedy był.
od słowa do słowa i... jak masz na imię? zapytał mężczyzna. zgadnij, zobaczymy czy Ci się uda odpowiedziałam. zgadł. a Ty jak się nazywasz? coś za coś, prawda? chciałam wiedzieć z kim rozmawiam. zgadnij.
od słowa do słowa, od treningu do spaceru, od przejażdżki do notorycznych wypadów za miasto. od koleżeństwa do... miłości.

2. bardzo chciałem Cię dotknąć
była piękna sobota. po po rannym treningu mieliśmy jechać na pierwszą wspólną przejażdżkę. i pojechaliśmy. zwiedziliśmy trzy miejsca w zupełnie różnych kierunkach. nie chciał ode mnie żadnych pieniędzy, abym mogła dołożyć się do paliwa. umówmy się, Ty wymyślasz gdzie jedziemy, a ja zajmuję się resztą brzmiało to jak obietnica, że to nie jest nasza pierwsza i ostatnia wspólna podróż.nie zapomnę jak wtedy na zaporze, kiedy wiało, a moje gęste, kręcone włosy fruwały we wszystkie strony świata, wziąłeś i odgarnąłeś kosmyki z mojej twarzy. nie mogłam się nadziwić jak delikatnie to zrobiłeś swoimi dużymi i oznaczonymi od pracy dłońmi.
kochanie, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo chciałem dotknąć Cie tamtego dnia, kiedy pierwszy raz gdzieś razem pojechaliśmy powiedział kilka dni temu...

3. księżyc
pojechaliśmy nad jezioro. to była sobota. w tym dniu oświadczył mi też, że we środę jedzie do Niemiec do pracy. zdecydował, a ja musiałam to zaakceptować. jadę tam dla nas, kochanie powtarzał w kółko teraz mam dla kogo żyć i do kogo wracać; moje powroty będą piękne.
wieczór chcieliśmy spędzić na działce przy ognisku, ale niestety była zajęta do niedzieli, więc zdecydowaliśmy, że pojedziemy nad zaporę. dzień był piękny i gorący. zajechaliśmy na miejsce, rozłożyliśmy koc kilka metrów od wody na świeżej zielonej trawie. odpoczywaliśmy zajadając się tanimi zapiekankami i frytkami z pobliskiej budki.
zaczęło się ściemniać. skoro mieliśmy palić ognisko, to może zapalmy tutaj? zapytałam. ruszyliśmy szukać drewna. nie było to trudne, gdyż woda non stop wyrzucała na brzeg jakieś drewno, a słońce wciągu dnia je wysuszało.
w końcu zapadła noc, niebo było czyste od chmur usiane jedynie milionem gwiazd. od wody bił chłód, ale grzały mnie jego ramiona oraz ognisko zaraz obok.
wtem, ujrzałam jak z jednej strony się przejaśnia. na wschodzie nad lasami robiło się coraz jaśniej. trafiliśmy na pełnię. niesamowicie piękny, złoto-srebrzysty i ogromny księżyc powoli wznosił się do góry. nie mogliśmy się na niego napatrzeć. nigdy nie widzieliśmy czegoś takiego.
tego dnia złożyłam przysięgę do księżyca, że tym razem się nie poddam. dam z siebie wszystko i jeszcze więcej.

to moje ostatnie najpiękniejsze i najbardziej cenne wspomnienia. obrazy z tamtych dni i wiele innych mam przed oczami. cieszę się, że mogę się z nimi tutaj dzielić, z Wami.
nikogo nie nominuję. jeśli ktoś ma ochotę to zapraszam do zabawy i do dzielenia się tym, co w naszych oczach jest piękne.

wtorek, 21 lipca 2015

dzień trzynasty: titanium


wspominam każdy nieśmiały dotyk, każdy pierwszy pocałunek, każdy niepewny ruch zmieszany z bólem i przyjemnością. to wszystko nastało miesiąc, może dwa później. takie intymne poznawanie tylko dla nas. a wcześniej? co było wcześniej?

oboje leżeliśmy na łóżku. każde z nas miało słuchawki na uszach, żeby lepiej się rozmawiało. w tamtym momencie łączył nas telefon. niebo co chwilę przecinały błyskawice i grzmoty nieposkromionego sklepienia. było duszno i nie padało. ciało wilgotne od potu mimo, że leżało praktycznie bez ruchu, domagało się Twojej obecności.
rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. żartowaliśmy, śmialiśmy się, kiedy nagle zaczęliśmy wspominać początek naszej znajomości. byłam zaraz przed rozstaniem. kolejny raz wyładowywałam złość na siłowni i akurat przyszedł Twój brat, z którym się kiedyś poznałam. przyłączyłeś się do rozmowy i zaczęliśmy zgadywać swoje imiona.
Ciebie kojarzyłam z siłowni: duży, postawny i dobrze, ale nie przesadnie, zbudowany facet, zawsze ćwiczący ze słuchawkami na uszach. wydawałeś się... nieprzyjemny. taki trochę cwaniak, mający wyjabane na wszystko. po pewnym czasie przekonałam się, że byłam w wielkim błędzie.
pierwszy dzień. ćwiczyliśmy obok siebie, ale się nie odzywaliśmy. nagle zacząłeś mnie poprawiać. dzień drugi. rozstanie. zakład, że wykonam Twój trening bez marudzenia. umówiliśmy się na sobotę.
pewnego dnia późnym wieczorem po treningu zapytałeś czy podwieźć mnie do domu. szybciej zajdę na nogach niż Ty dojedziesz autem, zaśmiałam się. poszedłeś ze mną pod blok, żeby zobaczyć czy faktycznie mam tak blisko i wtedy pierwszy raz poszedłeś ze mną na spacer. i potem znowu, na dłuższy. i kolejny raz, na dłuższy... itd.
pierwsze trzymanie się za ręce, pierwsze przytulenie, pierwsze siadanie na kolanach, pierwsze "kochanie", pierwsze "też Cię kocham" - które wtedy nie miało dla mnie znaczenia - pierwszy wspólny wyjazd.

- było tak dziwnie wtedy. nie znaliśmy się i oboje nie wiedzieliśmy jak mieliśmy się zachować.
- tak, pamiętam. i pamiętam też, że odgarniałeś mi włosy z twarzy, bo strasznie wiało.
- bałem się wtedy, gdyż nie wiedziałem czy mogłem Cię dotknąć.
- a chciałeś?
- bardzo.

później kolejny wyjazd. zaraz pod dwudziestej drugiej po siłowni pojechaliśmy do zupełnie innego miasta z jedzeniem, żeby przejść się po pięknym bulwarze koło północy i zjeść coś, grzejąc się w aucie. strasznie było wtedy zimno.
10 maja, 2015
pierwsze pieszczoty, pierwszy nietypowe, inne zbliżenie...

- [...] seks jest dobry na ból głowy podobno.
- to prezerwatywy można nazwać tabletkami na ból głowy.
- no w sumie.
- a wiesz, że ja je mam?
- no jasne, na pewno nie.
- nie wierzysz?

i wtedy wyciągnąłeś z torby niebieską paczuszkę. byłam totalnie zaskoczona, ale gdzieś w środku... szczęśliwa. za niespełna cztery dni miałeś jechać, a ja myślałam nieco o tym, żeby w pełni zakosztować siebie przed wyjazdem, tylko nic Ci o tym nie mówiłam. i Ty pomyślałeś o tym samym. wiesz, pomyślałem, że skoro jadę, to chciałbym abyśmy to zrobili. chciałbym mieć pewność, że naprawdę należymy do siebie, że nikt mi Cię nie odbierze. i tak przez kolejne trzy dni cieszyliśmy się sobą, poznawaliśmy nowe rzeczy w sobie i dzieliliśmy się.

wspominając wczoraj to wszystko, kiedy tak leżeliśmy i rozmawialiśmy przez telefon, stwierdziliśmy, że to wydaje się być to teraz takie nierealne i bardzo odległe. ale wspólne dni znowu nadejdą. muszę tylko zdać sierpień, przetrwać kilka miesięcy do matury i ostatnich egzaminów zawodowych. a potem? wyjedziemy razem. zabiorę Cię ze sobą. są możliwości to trzeba z nich korzystać.
cały czas mi powtarzasz, że pracujesz teraz dla nas, że wiążesz ze mną swoją przyszłość. a kiedy skończę szkołę? będziemy razem pracować na swoją przyszłość.

środa, 15 lipca 2015

dzień szósty: blame

- [...] i za to, że muszę upominać się o zwykłe 'kocham Cię'. będę i to wypominać.
- kochanie, Ty wiesz, że ja Cię kocham.
- nie wiem jak Ty, ale jak nie ma Cię tutaj to przynajmniej potrzebuję takiego małego zapewnienia. to nie jest wiele, a każdy człowiek potrzebuje trochę miłości.
- to nasza rozmowa składałaby się z samego 'kocham Cię'. kocham, kocham, kocham Cię. wiesz co, kochanie? kocham Cię. uwielbiam Cię dotykać, jak Ty mnie dotykasz, jak się śmiejesz i wkurzasz, jak pakujesz na siłowni. ciężko mi będzie przetrwać bez Ciebie. myślę, że jak zacznę pracować i ćwiczyć to szybko zleci.
- no i masz. teraz kompletnie się rozkleiłam. Boże, co my ze sobą mamy. po prostu idealnie się dobraliśmy.

nawet sobie, kurwa, nie zdajesz sprawy, że w tym momencie jestem cholernie bezsilna. wybacz, ale oglądając stare filmy nagle sobie przypomniałam, że chciałam się nad sobą użalać, więc pozwól mi płakać w poduszkę.

czwartek, 9 lipca 2015

dzień pierwszy: make me feel better

ostatnie kilka dni były cudowne pod każdym względem: ogniska nad brzegiem jeziora do późnej nocy, wzajemne uzupełnianie się w pościeli. oboje całkowicie oddaliśmy się emocjom, pożądaniom i pragnieniom idealnej bliskości. bo wiedzieliśmy co nas czeka.

w niedzielę przyjechałeś aby mnie zabrać. wtedy też poinformowałeś mnie, że  j e d z i e s z. że we środę o godzinie 14.10 masz autobus. do Niemiec. bo praca. od początku naszej znajomości powtarzałeś mi, że jeśli dostaniesz dobrą ofertę wyjazdu do pracy to nie będziesz się wahał i pojedziesz. wtedy to lekceważyłam, ponieważ nie byliśmy razem; żadne z nas nawet nie pomyślało wtedy, że będziemy tak zakochani, że czas na złączy.
no i stało się. wczoraj odprowadziłam Cię na autobus, na dworzec. tylko się mi nie rozklej, dobrze? nie lubię pożegnań, nikt nigdy mnie nie odprowadzał. a jak się rozkleisz to jeszcze ciężej będzie mi Cię zostawiać. cały czas będę się zadręczał myślą, że muszę Cię zostawić. rozkleiłam się, ale dwa dni wcześniej, kiedy wracaliśmy z miejsca, gdzie prywatność należała do nas. w aucie była napięta atmosfera i nie rozmawialiśmy ze sobą dlatego puściłeś moją ulubioną piosenkę, będącą zupełnie nie w moim stylu. wiedziałam, że zrobiłeś to specjalnie. przepraszam Cię słońce, mów do mnie, proszę...
staliśmy na schodach, przytulałeś mnie pod blokiem, kiedy nagle pojawiły się łzy w moich oczach i zaczęłam pociągać nosem. nic nie uszło Twojej uwadze. ej, kochanie... dlaczego płaczesz? bo się bałam.
ale teraz już się nie boję. wertowałam swoje myśli godzinami przez ostatnie dni, analizowałam przeszłość, rysowałam przyszłość, kolorowałam teraźniejszość. i wiesz co? jestem teraz silniejsza, bo wiem, że damy sobie radę. to, co spotkało mnie kiedyś było przygotowaniem na Ciebie. dlatego wczoraj stworzyłam listę czterdziestu jeden piosenek dla nas; jedna na jeden dzień w tym kilka oznaczonych podwójną gwiazdką - te piosenki przypominają mi Ciebie i nasze wspólne przejażdżki samochodem. codziennie o jeden dzień mniej.

"Cieszę się, że Cię mam. I mam w końcu dla kogo żyć, wracać. Powroty będą dla mnie piękne, bo będę wracał z daleka do mojej ukochanej. Dodajesz mi werwy i sprawiasz, że chcę się starać. Chcę Ci sprawiać przyjemności. Chciałbym żebyś mi mówiła o wszystkim, gdy czegoś potrzebujesz. Po prostu zakochałem się w Tobie po uszy."

wtorek, 30 czerwca 2015

#firestone

siedziałam i przeglądałam stare blogi, posty, komentarze itp. zaczęłam sobie przypominać jak wtedy było mnie tutaj pełno, jak często ubierałam w słowa każde przeżycie, każdą myśl. nie było dnia, żebym tu nie zajrzała czy nie odpowiedziała na jakikolwiek komentarz. potrafiłam siedzieć przed laptopem godzinami i nie czułam uciekającego czasu. miałam bliski kontakt z niektórymi z Was.

i gdzie to wszystko się podziało?
kawa już nie smakuje tak samo jak kiedyś i nie jest tak gorąca. herbata wyparowała, ale zamiast zabrać ze sobą część aromatu to wzięła to co najcenniejsze czyli esencję. nie umiem zebrać do pisania jak kiedyś. czegoś mi brakuje. coś zgubiłam lub zostało mi odebrane. a teraz nie mogę tego naleźć...

poniedziałek, 15 czerwca 2015

#ain't nobady
G:
13.06.2015; 22:42
oj kochanie, nie zdajesz sobie sprawy jak Cię kocham
nie mogę przestać o Tobie myśleć
-----------------------------------
14.06.2015; 19:19
kocham, kocham, kocham Cię
----------------------------------- 
15.06.2015; 11:11
kocham Cię

podwójne godziny stały się naszą wspólną codziennością, a rozmowy nocą jeszcze bardziej intymne. nasza relacja jest bardziej dojrzała i poważna. długo nie mogłam sobie tego uświadomić. męczyły mnie pewne myśli; dlaczego tak inaczej się dzieje w moim sercu? dlaczego tak mi łatwo, a jednocześnie ciężko? dlaczego traktuję Cię tak a nie inaczej? czy faktycznie kocham? czy powinniśmy być razem...?
teraz już nie muszę się nad niczym zastanawiać.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

#crazy in love
wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko. nim się obejrzałam, siedzieliśmy w samochodzie i podziwialiśmy widok nocnego miasta oświetlonego tysiącem migających małych światełek. przed nami stał jeszcze jeden samochód z jakimiś dzieciakami, ale oni nas nie widzieli: schowani byliśmy między drzewami a starą kapliczką.
smak jego ust jest mi już znany; w pewien sposób jeszcze obcy i kwaśny, ale coraz bardziej słodszy. ma delikatne pełne usta, którymi zostawia niewidzialne ślady na moich oraz szyi. nieśmiałymi ruchami wędrował dłońmi po brzuchu i plecach. uwielbiam Twój brzuch coraz częściej słyszałam, kiedy siadywaliśmy na bulwarze nocą, a dookoła żadnej żywej duszy. wtedy jego dłonie wędrowały i zwiedzały nogi, brzuch, plecy...
siedzieliśmy w aucie trzymając się za ręce. fotele odchylone do tyłu żeby lepiej było się do siebie przytulić. dookoła ciemność, ciepły dźwięk naszych oddechów i dotykanie się po dłoniach. bardzo to lubi, a szczególnie mizianie po wewnętrznej stronie.
połączenie ust w jedno. zaczęłam się z nim drażnić: całowanie po szyi, w okolicach uszu. prosił żebym przestała, bo jak to ujął: ma wtedy gęsią skórkę. tylko ja nie chciałam przestać. podobało mi się to. wtedy dłonie powędrowały do piersi. spodobało mi się to jeszcze bardziej. poczułam ten upragniony dreszcz podniecenia, którego mi brakowało; tego ciepła, erotycznego dotyku, w którym wyczuwa się pragnienie ciała drugiej osoby.
dotykał mnie delikatnie, omijając jednocześnie pewne okolice jakbyś się bał. podobał mi się ten strach.

pojechaliśmy na ognisko. byliśmy sami na działce otoczonej zewsząd lasem. ognisko płonęło żywym ogniem. siedziałam mu na kolanach i przedrzeźniałam się z nim. jak zawsze, zresztą. poszłam sobie zrobić herbatę w domku letniskowym. poszedł za mną. tam położył się na łóżku i poprosił żebym zrobiła to samo obok niego. wtedy też pierwszy raz leżeliśmy razem, sami, spokojni, że nikt zaraz nie wejdzie do środka.
usta przy ustach. ja na siedząca na nim. ja leżąca pod nim. tym razem jego dotyk był śmielszy. czułam na swojej szyi jego gorące podniecenie i pragnienie. łapczywie całował i pieścił mój biust.
zdjął koszulkę. przez Ciebie mi gorąco usłyszałam. wiedziałam, że jest dobrze zbudowanym i silnym mężczyzną. w końcu ćwiczy od kilku lat, a my poznaliśmy się na siłowni. jednak nie wiedziałam, że delikatny dotyk tak silnego ciała będzie mnie podniecał. nigdy nie czułam czegoś takiego.
znowu ja na nim. zdecydowanie woli, kiedy to ja dominuję. ja zaś nie przepadam za tym, ale wiem, że nie ma dużego doświadczenia. cieszę się z tego powodu, bo przynajmniej mam pewność, że nie sypia z każdą poznaną dziewczyną.
teraz Ty zdejmij swoją koszulkę poprosił. zawahałam się. mimo, że schudłam nie czułam się jeszcze tak pewnie, jakbym chciała. za chwilę odpowiedziałam, dotykając jego torsu. i znowu ja na dole. dłoń na piersi. raz jedna, raz druga. rozciągnięta bluzka i stanik, dłoń na nagiej piersi. raz jedna, raz druga. cichy jęk, kropelki potu okrywające ciało. ściągnięta bluzka. rozciągnięty stanik, dłoń na nagiej piersi. raz jedna i druga. rozciągnięty stanik, na jednej nagiej piersi dłoń, a na drugiej usta... raz jedna, raz druga...

kolejne ognisko i ogień, który nie płonął. domek, zamknięte drzwi. pot, szybki oddech, usta, podniecenie. na jednej nagiej piersi dłoń, a na drugiej usta. raz jedna, raz druga. bluzka ściągnięta, legginsy ściągnięte, stanik ściągnięty. ja w majtkach, on w bokserkach. rozchylone nogi, powolny ruch bioder przez bieliznę. tęskno mi było za byciem kochaną fizycznie.

ale, kurwa, mimo wszystko czegoś tutaj brakuje. nie jestem jeszcze w pełni swobodna przy nim, ale jestem w jakimś stopniu od niego uzależniona. milczy na temat wspólnego wyjazdu do Zakopanego na kilka dni. dorosły mężczyzna, który czasem zachowuje się jak dziecko... i ta wczorajsza sprzeczka.
skoro dostrzegam jego wady to znaczy, że nie kocham?

piątek, 22 maja 2015

"... tak może na poważnie?"

każda rzecz ma zupełnie inny smak i zapach. każdy krok jest w pewien sposób przemyślany, ale i tak nie jest on kontrolowany. spacerujemy powoli, układając swoje słowa w jedną całość; łączymy wyrazy tak, aby brzmiały one jako jedność. i za jakiś czas powinny stać się nierozłączne.
jestem z siebie zadowolona. sierpień z matmy nie przeszkadza mi w szczęściu i realizowaniu siebie - znowu schudłam, figura się powoli wyrabia, a ciało wzmacnia; życie prywatne również mieni się w pastelowych barwach, czasem jedynie cieniowane czerwienią lub szarością, gdyż to ciągle jest nieznane, nowe i niepoukładane.

mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa.

czwartek, 7 maja 2015


"Ja coraz bardziej upewniam się w myśli, że jesteś stworzona dla mnie"

"- Najpierw trzeba się zakochać aby móc kochać.
- Lub najpierw trzeba kochać aby się zakochać."


kochany, zaskakujesz mnie coraz bardziej. naprawdę, pewnych rzeczy bym się nie spodziewała. nie uciekaj mi już, dobrze? wszystko zaczyna mi się powoli układać. głównie dzięki Tobie.
nadal nie mogę uwierzyć w to, że ktoś pojawił się w moim życiu tak szybko, jak zniknęła poprzednia osoba. wygasła miłość jest zastępowana nową, zupełnie inną. nie chcę jej stracić, proszę. niech nikt ani nic mi już jej nie odbiera.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

♪Say Goodnight

jestem, kurwa, załamana... siedzę na łóżku i wyję z pierdolonej bezsilności. to jest niepojęte jak bardzo cyferki, zwykłe cholerne liczby mogą człowieka złamać na wpół; sprawić, że nagle wszystko rozpada się na miliony srebrnych kawałków i nic już nie jest się w stanie zobaczyć...
nie widzę nic przez łzy i strach, który ogarnia mnie niczym zimowa płachta w nienaturalnie wiosenny dzień. co ja mam teraz zrobić? jak ja mam się pozbierać i brnąć dalej? nie mam już siły, naprawdę - fakt, już dawno mnie one opuściły, ale jakoś jeszcze dawałam sobie radę. ale teraz? nawet jeśli mi się uda wyjść jakimś pierdolonym cudem na ostatnią prostą z tego gówna, to jak ja poradzę sobie później? przecież ja już usycham... a nie chcę na ostatni rok zaczynać w nowym miejscu wśród nowych ludzi, których już nienawidzę.

wtorek, 21 kwietnia 2015

♪She keeps me up

[...] Tak jak Ty mi powiedziałaś dzisiaj, że pewnych rzeczy nie powinno się mówić tylko zachować dla siebie. A przyjdzie być może na to pora i miejsce i czas to wtedy samo się "powie"

nie, że mi się spieszy z tym, ale co będzie dalej...?

środa, 15 kwietnia 2015

radość z nieznanego

Loeyndomsriss

stała na balkonie i patrzyła na zachodzące słońce. chłodne barierki delikatnie wrzynały się w jej skórę, tworząc kwieciste wzory na nagim ciele. wiatr, który towarzyszył jej odkąd stała na świeżym powietrzu, co chwila przynosił wraz ze sobą nowe zapachy. może nie były one do końca nowe, ale za każdym razem inne; ostre, słodkie z nutką melancholii oraz gorzkie z domieszką słonych łez. właśnie te zapachy sunące razem z nieznanym wiatrem traciły swój urok.  z a n i k a ł y. stopniowo traciły swoją barwę.
natrafiła się okazja aby zacząć żyć na nowo. z każdym dniem coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że nic już jej nie ogranicza, że nic nie ciąży jej na sercu, a jej dusza jest wolna jak nigdy dotąd. tylko... dziwnie jej z tym było. przez bardzo długi czas była związana i przyzwyczaiła się do bycia czyjąś. a teraz? cieszy się z nieznanego.
powoli zaczął docierać do niej cały świat. nowe znajomości, słowa, uściski. wszystko wokół niej było zupełnie nowe i inne. jeszcze nigdy nie patrzyła na kubek z kawą tak jak teraz. każda rzecz była wyraźniejsza, bardziej materialna, smak ostrzejszy a zapach intensywniejszy. po prostu zaczęła żyć tak jak do tej pory chciała...
wtem, wiatr przyniósł ze sobą nowy, zupełnie obcy zapach. mieszanka męskich perfum, wrażliwego charakteru w twardym ciele oraz silnych zapracowanych dłoni, które grzeją na każdym wieczornym spacerze, kiedy zimno.
zupełnie się tego nie spodziewała. owszem, tęskniła za ciepłem drugiego ciała, za nieśmiałym dotykiem i tymi wspaniałymi początkami, które stopniowo rozgrzewają od środka. jednak zaskoczeniem było dla niej to, że nastąpiło to szybko jeszcze zanim całkowicie uwolniła się z zardzewiałych uczuć.
słońce już prawie zaszło. nieznajomy zapach przybierał na sile oraz barwie. podekscytowanie i radość, jakie jej towarzyszyły również zaczęły rosnąć i wypełniać jej nowo narodzone serce. nawet jeśli coś pójdzie nie tak to nie jest teraz sama - dzięki temu Nieznajomemu więcej się uśmiecha, wychodzi do ludzi, walczy o idealną siebie jak nigdy dotąd i wita nowy rozdział z uśmiechem mimo nieznanego.


dawno mnie tu nie było, prawda? wiele się wydarzyło. w sumie: wszystko się wydarzyło. zmiany o sto osiemdziesiąt stopni. mimo ostatecznego rozstania nie załamałam się, nie płakałam. wręcz przeciwnie: zaczęłam korzystać z życia, wyszłam do ludzi i jestem śmielsza. w końcu czuję, że oddycham czystym powietrzem. nie jestem już niczym uwiązana ani nic nie ciąży mi na sercu. radość z nieznanego - wróciłam.